Jak się mieszka w amerykańskim motelu? Moja historia

jak się mieszka w motelu

Żeby nie było: nigdy nie marzyłam o mieszkaniu w podrzędnym motelu. Jeśli już, to mógłby być to hotel z świetną obsługą i smacznymi śniadaniami. Czasem jednak to czego chcemy spełnia się opatrznie, tak jak w przypadku mojej historii w Myrtle Beach.

Wolisz posłuchać? Opowieść o mieszkaniu w amerykańskim motelu w moim podróżniczym podcaście

Kiedy przylecieliśmy do Południowej Karoliny z Nowego Jorku było już ciemno. Sam nocleg chcieliśmy zarezerwować na ostatnią chwilę, bo nie mogliśmy znaleźć nic tańszego niż przysłowiowe 100 dolarów, kiedy Hilton kosztował prawie 200. W Myrtle Beach mieliśmy mieszkać przez parę miesięcy i wyłożenie 1400 dolców za tydzień mijało się z celem, zwłaszcza, że nie przyjechaliśmy na wakacje. A na craiglist ofert wynajmu pokoju po prostu… nie było.

Motel za 20 dolarów w USA? Niestety nie w Myrtle Beach!

Wzięliśmy pierwszą lepszą taksówkę i zaczęliśmy szukać czegoś choćby stosunkowo niedrogiego. Na jakimś bookingu widzieliśmy jeden motel położony zaraz przy oceanie za 150 dolarów, więc liczyliśmy, że coś się uda utargować. Nie dało, dodatkowo trzeba było uiścić podatek. Niestety, taksówka już odjechała, a Hilton był daleko. Tak zaczęła się nasza motelowa przygoda w USA.myrtle beach hotel

Dzień drugi: poszukiwanie noclegu na końcu świata

Rano okazało się, że okolica motelu jest szemrana, a w podobnej sytuacji do naszej jest wielu przyjezdnych z Europy. Większość mieszka w motelu płacąc tygodniowo minimum 90 dolarów za tydzień i tak sobie egzystuje. Nie za cały pokój, ale za miejsce w… łóżku. Przeraziło nas to bardziej niż trochę, ale nie traciliśmy zimnej krwi, tylko udawaliśmy, że wszystko jest okej.

Z racji kobiecych dolegliwości i 30 stopni Celsjusza nie czułam się najlepiej. Do tego pizza, którą zamówiliśmy smakowała gorzej niż na poniższym zdjęciu. Maciej przeszedł wszystkie obiektu  i na końcu udał się do poleconego przez pośrednika motelu o wdzięcznej nazwie Fountain Blue. Ktoś chyba dostał w łapę za to polecenie, ale nie mieliśmy wyjścia. Zostaliśmy tam na kolejną noc za kolejne 150 dolarów plus podatki. Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu.

Dzień trzeci: nadchodzi wybawienie!

Nie wiem jakim cudem na Facebooku poznałam dziewczynę, która poleciła mi motelik, gdzie można wynająć jeden pokój za 85 USD tygodniowo za osobę. Żadnych współlokatorów, basen, klimatyzacja. Nasza stara (tak nazwaliśmy właścicielkę motelu, bo się nie przedstawiła) powiedziała, że nie ma u niej pluskw. Godne pochwały- pomyślałam z ironią w pierwszej chwili, ale później do mnie dotarło, że mogłoby być gorzej.amerykański motel

Sprawdź również:  Co robić w maju? Lista najlepszych pomysłów nie tylko na majówkę

Ładny motel okazał się być już zajęty, tak więc dostaliśmy pokój w drewnianej budzie.  Mogliśmy sobie wybrać: mały i z internetem lub duży bez. Bezapelacyjnie zdecydowaliśmy się na pierwszą opcję.

Reklama

Jak wygląda życie w amerykańskim motelu?

W naszym pokoju wisiał telewizor, stała szafka nocna i mała komoda. Na komodzie stała lodówka, a na lodówce… mikrofalówka. Od razu zrobiliśmy małe przemeblowanie, aby te kilkanaście metrów jakoś zagospodarować. Schowaliśmy książkę telefoniczną, która pamiętała czasy świetności tego motelu i inne zbędne akcesoria.

Pierwszego dnia zjedliśmy jakieś gotowe danie odgrzane w mikrofalówce. Znów po prostu musieliśmy się okłamać, że nie było złe, choć nie dość, że smaku nie miało, to w żołądku było tak samo pusto jak przed posiłkiem. W telewizji wrzało, bo Donald Trump zgłosił swoją kandydaturę na prezydenta. Lubię słuchać o wyborach, ale krótko i tylko za granicą.

Po obiedzie wybraliśmy się do Wallmartu na poszukiwanie małej kuchenki elektrycznej i sprzętu kuchennego, który zmieściłby się w naszych czterech ścianach. Wszystko kosztowało przysłowiowe dziesięć dolarów, a my mogliśmy zacząć w miarę normalne życie.

Pranie i suszenie odbywało się przy nowszych budynkach, zaraz obok basenu. Wynegocjowaliśmy darmową zmianę pościeli raz na miesiąc (docelowo i tak praliśmy sami). Stara nie chciała zejść z ceny wynajmu aż do końca wakacji. Wtedy po długim zastanowieniu opuściła nam po 5$.

Szukanie mieszkania w USA: nie wszędzie jest łatwo

Żeby nie było, ciągle sprawdzaliśmy propozycje wynajmu. I w internecie i na tablicy ogłoszeń. Przez parę tygodni nie znaleźliśmy nic, a poszukiwanie wyglądało to tak jak opisywałam Wam kiedyś, we wpisie AMERICAN DREAM: STUDENCKIE APARTAMENTY. Już wiedziałam, że w Myrtle Beach jest więcej naciągaczy niż we wszystkich nadmorskich miejscowościach w Polsce razem wziętych.

Czwarta dziewczyna, a dwa łóżka? Norma!

Codzienność amerykańskiego motelu

W motelu Delphin nie żyło się tak źle. Pluskw faktycznie nie było, a nasze koleżanki ze Słowacji miały ich pełno w wynajmowanym pokoju. Praktycznie codziennie pływaliśmy w basenie. Zwykle po weekendzie musieliśmy odczekać ze dwa dni, bo urlopowicze z Ameryki Południowej po powrocie z plaży kąpali się w ubraniach i na dnie basenu zostawało sporo piasku.

Z balkonu było widać ocean, a więc wolne dni i wieczory spędzaliśmy na plaży. Chodziliśmy na pokazy fajerwerków, zajadaliśmy popcorn i czasem popijaliśmy małe piwka. W sąsiadującym pokoju mieszkali przeróżni ludzie, a od kiedy ktoś pożyczył sobie (na wieczne nieoddanie) moje buty do wody nauczyłam się chować swoje rzeczy do pokoju. Nie był to kwiat Amerykańskiego społeczeństwa, jak można by się domyślić.

Reklama

Noc w motelu, którą wspominam do dziś

Nigdy nie zgłaszaliśmy skarg na awantury i krzyki, choć zdarzały się często. Tak było aż do wieczoru przed wylotem do Miami. Wtedy koło 22 w pokoju obok zaczęła się ogromna kłótnia. Czarnoskórzy mają zwykle nieco donośniejszy głos od Europejczyków (to fakt, nie rasizm), a tak głośne grożenie sobie śmiercią było dla mnie nieco przerażające. Nie chciałam mieć kuli w brzuchu w pierwszym dniu wakacji, a pewne było jedno: ściany były na tyle cienkie, że gdyby ktoś wystrzelił byłoby to możliwe.

Leżeliśmy w łóżku lekko przerażeni, a w mojej głowie kołatały się najgorsze myśli. Przecież tyle czasu spędziliśmy w tejże klitce, a od jutra nasze życie miało stać się jedną wielką przygodą. Maciej poszedł po właścicielkę motelu, która może i ledwo weszła po schodach, ale z małym gnatem za pazuchą grzecznie poprosiła nieokrzesaną parę o spokój. Przeżyliśmy i kolejnego dnia opalaliśmy się na pięknej piaszczystej plaży na Florydzie.

Żeby nie było, historia ta zatoczyła koło. Kiedy rok później przeprowadziliśmy się na Węgry przez parę miesięcy w Szekesfehervar mieszkaliśmy… w hotelu. Może dlatego na wakacjach zwykle wybieram dom lub mieszkanie?

Tymczasem… czekam na Wasze hotelowo-motelowe historie.

Buziaki,


Cześć! Mam nadzieję, że podążycie moim szlakiem w podróży. Chętnie oglądam zdjęcia i filmy moich czytelników, dlatego oznaczajcie mnie w mediach społecznościowych:

Instagram: @ewelina.gac

Facebook: @wposzukiwaniukoncaswiata

Reklama

Noclegi znajdziesz na booking.com


12 KOMENTARZE

  1. W początkach swojej emigracji wylądowałam w UK. Mieszkałam u polskiej rodziny. Wróciłam z UK po jakichś 3 dniach, bo rodzina kazała się patologiczna.

    Gość się upił, zaczął wyzywać swoją partnerkę, a kiedy zareagowałam, groził mi nożem i wyrzucił z domu. Niestety, nie miałam gnata, jak ta właścicielka motelu, więc skończyło się na wezwaniu policji i zmuszeniu Zbigniewa, żeby mi wypłacił wynagrodzenie za te dni, bo niekoniecznie chciał, a należało mi się. No i za coś musiałam wrócić do PL, na co kompletnie nie byłam przygotowana.

    Tak oto wylądowałam na noc w hotelowej recepcji, w której… pracował Polak. Polak, nie Polaczek, jak tamci.

    Z tą rodziną może miałam pecha, ale w tym pechu miałam też sporo szczęścia – pisałam o tym wszystkim na blogu. No i nauczyłam się słuchać bardziej intuicji ?

    • Cześć, czytając Twoją historię przechodzą mnie ciarki. Jednak tak jak wnioskuję i ze swojej i z Twojej historii- po wszystkim jesteśmy w stanie docenić wszystko bardziej. I pędzę szukać Twojej opowieści na blogu. Pozdrawiam serdecznie, Ewelina

      • Takie uroki podróży – czasami zdarzają się przygody 🙂 Cóż, najwyraźniej musiałam to przeżyć, żeby się nauczyć słuchać intuicji, która mnie wtedy od samego początku ostrzegała ?

        • Dzięki za linka. Tak szczerze mówiąc to szybko się nauczyłaś szukać intuicji. Mi nadal się zdarza ją wygłuszyć- wtedy zwykle żałuję 🙂 pozdrowienia!

  2. Takie motele zawsze kojarzą mi się z filmami – brudne interesy, ciemne sprawy, podejrzani ludzie albo morderstwa. Hahhaa. U Ciebie wygląda to lepiej ?

  3. Hotele w USA są podobne, w pokojach są lodówki i kuchenki mikrofalowe. Ale śniadania to masakra, tam się nic nie nadaje do zjedzenia. Zimne mleko, słodzone płatki, gotowe, sklepowe ciasto na gofry, czasami jajecznica z kartonu. Ku mojemu zdziwieniu ludzie to jedli. Nie byłam w Myrtle Beach, tylko w okolicach Charleston, bardzo mi się tam podobało. Pozdrawiam.

    • Mnie najbardziej zdziwiło, że wiele ludzi żyło na tym jedzeniu z mikrofalówki przez parę miesięcy. Do tej pory nie dowierzam. A co do Charleston- byłam i jest naprawdę piękne. Ma swój urok, te brukowane uliczki pamiętam do dziś. Tego nie ma w Myrtle Beach jakby co 🙂 pozdrowienia!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj