Życie w Nowej Zelandii. Opowiada Paula Grzywna (paulas.life)

Mój dzisiejszy gość- Paula Grzywna- to wulkan pozytywnej energii prosto z Nowej Zelandii. W tym roku otworzyła własną firmę i zamieszkała w cudownym małym domku (tiny house). Razem z Liamem na Wyspie Północnej mieszkają od przeszło 4 lat, jednak zanim tam się przeprowadzili, mieszkali w Irlandii i w Kanadzie.

Chyba każdy, choćby raz w życiu pomyślał jak to jest na tym końcu świata. Sama zastanawiałam się czy to rzeczywiście raj na ziemi, co może mnie tam zaskoczyć i czy jest podobnie jak w Australii. Paula opowie oczywiście o tym jak mieszka się w Nowej Zelandii. Dziś dowiecie się również o tym jak wygląda otwarcie kawiarni i jakie zwierzęta i rośliny charakteryzują Nową Zelandię.

Zaczynamy opowieść o tym jak wygląda życie w Nowej Zelandii!

Z tego co pamiętam, wcześniej mieszkaliście w Kanadzie i Irlandii. Jak to się stało, że zamieszkaliście w Nowej Zelandii?

Poznaliśmy się z Liamem w Irlandii w 2013 i po jakimś czasie zdecydowaliśmy się wyjechać do Kanady na rok, bardzo nam się tam podobało, ale wiedzieliśmy ze to nie jest miejsce dla nas. Gdy kanadyjska wiza nam się skończyła nie wiedzieliśmy do końca co powinniśmy ze sobą zrobić. Jako, że Lima urodził się z Nowej Zelandii (ale większość zżycia spędził w Irlandii, ponieważ w wieku 10ciu lat jego rodzina przeniosła się z Nowej Zelandii do Irlandii, jego tata jest Irlandczykiem) załatwienie dla mnie wizy nie było takie trudne, wiec stwierdziliśmy, ze czas wyjechać na koniec świata i spróbować mieszkania w Nowej Zelandii.

Paula i Liam w ich Małym Domku

A jakie było Twoje pierwsze wrażenie, kiedy przylecieliście do Nowej Zelandii? Spodziewaliście się, że zostaniecie tam na kolejne kilka lat?

W planach było przylecenie do Nowej Zelandii na rok lub dwa, a potem przeniesienie się do Polski na jakiś czas – do czego nigdy nie doszło (ale wcale nie żałuję!)

Moje pierwsze wrażenia po przylocie do Nowej Zelandii:

– Zieleń, wszędzie dookoła zieleń! (pomimo przyjazdu pod koniec jesieni, polowa maja).

– Czystość. Ulice są tak czyste, że ludzie na bosaka chodzą 🙂 po dworze, do sklepu, prawie wszędzie. Sama tez już się tak nauczyłam, w lecie praktycznie obuwia nie nosze (z wyjątkiem pracy i czasem na plaże, gdy piasek w stopy pali 🙂

– Życzliwość ludzi. Każdy się uśmiechnie i powie “hello” gdy się mija w parku.

Myślisz o wyjeździe z Polski?

Jeśli rozważasz emigrację i poszukujesz rzetelnych informacji, które pomogą Ci w podjęciu decyzji, mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Przygotowałam poradnik na ten temat, zgromadziłam w nim praktyczne wskazówki i wywiady z emigrantami z różnych krajów. Dzięki tej książce, krok po kroku, możesz przygotować się do życia w nowym kraju. Sprawdź

Na kodewelinagacotrzymasz 30% zniżki zarówno na wersję papierową, jak i e-booka na stronie wydawnictwa Pascal

książka Kierunek emigracja

Mieszkacie na Wyspie Północnej, na jej najdalej wysuniętym krańcu. Jak wygląda życie w Whangarei?

Tak, mieszkamy w Whangarei (czyt. Fangarej), które znajduje się w województwie Northland, to północna cześć Wyspy Północnej Nowej Zelandii.

Przez ponad 4 lata mieszkaliśmy w Tauranga (czyt. Tolranga), miasto położone około 5 godzin jadać na południe. Obydwa miasta bardzo nam się podobają, maja taki typowy “beach feel”- plaże, ocean, palmy.  Zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę, ponieważ Whangarei jest mniejszym miastem (około 60tys ludzi), marzyło nam się zamieszkać na obrzeżach miasta pośród natury i prowadzić “slow life”, co nie do końca mi się udało, bo otworzyłam swój własny biznes i pracuje 6 dni w tygodniu (śmiech).

Whangarei leży w “winterless north”, czyli niby nie ma tutaj zimy, a ludzie stad i tak będą narzekać, że w zimowy dzień jest “tylko” 14 stopni. Natomiast lato jest dość długie i cieple. Taki typowo subtropikalny klimat. 

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

 

 

Post udostępniony przez Paula G. (@paulas.life)

 

Czym różnią się od siebie wyspy Nowej Zelandii? Czy jest coś, poza pogodą?

Główna różnica pomiędzy wyspami to pogoda i zupełnie inny klimat. Północ jest bardziej tropikalna, a im bardziej na południe się wybierzemy, tym bardziej nasze polskie prawdziwe cztery pory roku odkryjemy. W całym kraju jest tylko 5 milionów ludzi (dla porównania w Polsce jest 38 milionów), z czego prawie 4 miliony mieszkają na Wyspie Północnej!

 Wyspa Północna ma mnóstwo pięknych białych plaż, które ciągną się kilometrami, oraz aktywne wulkany, które co jakiś czas dają o sobie (bardzo delikatnie) znać. Wyspa Północna na większa ludność maoryska, co daje szansę na doświadczenie prawdziwej maoryskiej kultury, języka, tradycji. Sama zaczęłam uczyć się języka maoryskiego 🙂

Wyspa Południowa to góry pokryte śniegiem (bardzo popularne ośrodki wczasowe, ludzie z całego świata przyjeżdżają tu na narty, nawet sławni sportowcy). Słynie z niesamowitych wspinaczek (chociaż na Wyspie Północnej też są góry słynące ze wspinaczek). Zobaczymy tam lodowce i lodowate jeziora, ale również piękne plaże.

The Mount Beach

Więcej inspiracji znajdziesz na moim Instagramie:

instagram Ewelina Gac

Nowa Zelandia kojarzy się z rajem na ziemi. Jakie są minusy mieszkania w tak pięknym miejscu?

Jedynym minusem, jak dla mnie, jest odległość od reszty świata (co w sumie może też być plusem, bo właśnie dlatego Nowa Zelandia jest tak inna, tak bardzo wyjątkowa). 

Ciekawa jestem czy w Nowej Zelandii występuje takie bogactwo zwierząt i roślin jak w Australii?

Ja bym opisała Nowa Zelandię jako kraj ptaków, palm i paproci.

Opowiem troszkę historii. Przed kolonizacja Nowej Zelandii w 1769 roku nie było tu żadnych drapieżników, właśnie dlatego wiele gatunków ptaków nie musiało wykształcić skrzydeł. Niestety brytyjscy kolonizatorzy zaczęli przywozić zwierzęta lądowe, w tym drapieżniki, które stały się ogromnym zagrożeniem dla ptaków nielotów. Mamy tu 342 gatunki ptaków, w tym 70 endemicznych, 10 wymarłych i 40 introdukowanych. Oczywiście tym najsłynniejszym jest ptak kiwi, który jest symbolem Nowej Zelandii (Nowozelandczycy sami siebie nazywają tez Kiwi 🙂 ). Moi ulubieńcy to tez tui i fantail, są piękne i brzmią dość magicznie.

Z roślin, niezwykłe jest Drzewo Kauri- gigantyczne drzewo, które występuje tylko w Nowej Zelandii (a dokładniej, tylko na Wyspie Północnej). Według kultury maoryskiej Kauri to bóg lasu (god of the forest) i uznawane jest za święte. Paproć, silver fern, to kolejny i prawdopodobnie największy, symbol Nowej Zelandii. I oczywiście palmy, wszędzie u nas na północy są palmy 🙂

A co do upraw to występuje tu wielkie bogactwo warzyw i owoców. Ponieważ Nowa Zelandia ma kilka różnych klimatów, pozwala to na obfite zbiory i uprawę przeróżnych roślin, np. markują, papaja, feijoa (mój ulubiony owoc), awokado, owoc kiwi (oczywiście!), kumara (NZ słodki ziemniak, ma różne gatunki/kolory). Dzięki temu jestem samowystarczalni. W supermarketach są głownie sezonowe, lokalne produkty, warzywa i owoce. Farmers markets (cotygodniowe ryneczki) są super, można dostać najświeższe, najpyszniejsze rośliny od lokalnych hodowców i sadowników. 

W Northland, gdzie mamy subtropikalny klimat, można hodować swoje banany (mój cel!), a niektórzy nawet maja swoje ananasy!

Fern

Od niedawna mieszkacie w swoim własnym małym domku (ang. tiny house). Osobiście jestem nim zachwycona! Zaczynając od wystroju, zagospodarowania wnętrza, po cudowny widok z okna. Proszę, opowiedz o nim coś więcej.

Dziękuje! Tak, mieszkamy w naszym cudnym, bardzo minimalistycznym tiny house 🙂 Przez kilka lat marzył nam się własny kat, minimalistyczny mały domek (polskie tłumaczenie nie jest takie ładne jak angielska wersja- tiny house).

A dlaczego nazywa się Tiny House? Bo jest rzeczywiście mały:  8 metrów długości, 2.7 metry szerokości i 4.2 metry wysokości. Ma dwie sypialnie, salon, kuchnie i łazienkę, jak w “normalnym” domu.

Żeby zaoszczędzić na nasz własny kat, zdecydowaliśmy się zaprzestac z wynajmowaniem mieszkania, kupilismy kampera za ostatnie oszczędności i pracowaliśmy, ile mogliśmy przez dwa lata. Dzięki niepłaceniu czynszu nasze oszczędności rosły z każdym tygodniem. 

Dwa lata później… Siedzimy sobie na kanapie popijając kawę, z widokiem na pola, wzgórza i ocean, w naszym własnym wymarzonym Tiny House!

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

 

Post udostępniony przez Paula G. (@paulas.life)

Kuchnia w Nowej Zelandii. Z tego co wiem, nie jesz mięsa ani produktów odzwierzęcych. Czego roślinnego po prostu trzeba spróbować będąc w NZ?

Jednym z tradycyjnych maoryskich dan jest Hangi (earth oven- podziemny piekarnik). Obszerne danie zapiekane/ podduszano w ziemi, tradycyjnie z mięsem lub ryba i spora ilością warzyw. Dość łatwo jest zrobić wersje wegańska. Moj maoryski przyjaciel (również weganin) obiecał nam zrobić tradycyjne zweganizowane Hangi, wiec dam znać jak tylko spróbuję!

Tak naprawdę ciężko jest opisać kuchnie w Nowej Zelandii. Fish & Chips bardzo popularne. Poza tym, czekolada nowozelandzka jest jedna z najlepszych jakie próbowałam- firma Whittakers ma sporo smaków, które są wegańskie.  Ja po prostu uwielbiam wszystkie świeże owoce i warzywa, które da się tutaj dostać 😊

W tym roku ruszyłaś ze swoim biznesem, otworzyłaś kawiarnię! Czy otwarcie własnej firmy w Nowej Zelandii jest bardzo trudne, biorąc pod uwagę formalności?

Tak, otworzyłam swoją małą, wegańską kawiarnię ponad miesiąc temu. I szczerze mówiąc nie, nie było przy tym żadnych trudności. Az się zdziwiłam, ze nie musiałam żadnych papierów wypełniać, praktycznie zero formalności. Jestem samozatrudniona i nie mam żadnych pracowników. Musiałam tylko nowe konto biznesowe w banku otworzyć i zarejestrować swój biznes (online, za darmo). I tyle 🙂  (instagram @mylk_pwc)

 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Post udostępniony przez Mylk Coffee Bar (@mylk_pwc)

Jestem ciekawa jak wygląda rynek pracy w Nowej Zelandii. Czy łatwo było dostać pozwolenie na pracę w 2016?

Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, ze znalezienie pracy w Nowej Zelandii nie jest wcale takie trudne (ale to tez pewnie zależy od tego gdzie się szuka). Minimalna stawka godzinowa to $18.90 (rząd planował podnieść stawkę minimalna do $20 w 2020, ale covid się pojawił i wszystko nieco opóźnił).

Przyjechałam do NZ na wizie partnerskiej, wiec od razu mogłam pracować, nie miałam żadnych ograniczeń. A od tego roku jestem już permanent resident, czyli “stałym mieszkańcem”, mogę głosować, mam te sama prawa co Nowozelandczycy itp. A już za dwa lata będę mogła starać się o obywatelstwo 😊

Ostatnie pytanie: jedna rzecz, którą poradziłabyś komuś, kto przeprowadza się do Nowej Zelandii… 

Przyleć do Nowej Zelandii ze “świeżą głową”, bądź open minded i rozkoszuj się cudowna naturą i świeżym powietrzem. I nie zapomnij o kremie przeciwsłonecznym, nawet w zimie, słonce w Nowej Zelandii jest niesamowicie silne!

Życie w Nowej Zelandii- chcesz wiedzieć więcej?

Nie wiem czy też tak mieliście, ale ja po prostu czuję, że muszę kiedyś polecieć do Nowej Zelandii. Może tak jak Paula, zostanę tam na kilka lat (albo na zawsze)? Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Nowej Zelandii albo po prostu zobaczyć jak żyje Paula, wpadnij na jej instagram. Możesz zaobserwować jej wegańską kawiarnię Mylk-pwc.

Kolejne rozmowy z inspirującymi podróżnikami i podróżniczkami- już niedługo. Jeśli macie swoje typy, piszcie w komentarzach. 

Inne z tej serii:


Cześć! Mam nadzieję, że podążycie moim szlakiem w podróży. Chętnie oglądam zdjęcia i filmy moich czytelników, dlatego oznaczajcie mnie w mediach społecznościowych:

Instagram: @ewelina.gac

Facebook: @wposzukiwaniukoncaswiata


11 KOMENTARZE

  1. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

        • Nie wiem czy są jakieś święte standardy w kontekście emigracji, ale wiem, że co osoba to inne doświadczenie. Wiele osób wraca, szuka swojego miejsca gdzieś indziej, bo po prostu nie pasuje do nowego kraju, jakby nie był wymarzony. Ja również wróciłam, ale to dla mnie nie znaczy, że np. na Węgrzech wszystkim żyje się fatalnie, tylko biorę to jako moje osobiste doświadczenie. Pozdrawiam!

          • Nie! Bablanie swojego “widzi mi się” to nie to samo co mówienie FAKTÓW. A Pan przedstawił FAKTY, których wcześniej nikt nie przedstawił.
            Chyba, że nie są to FAKTY i ma Pani dowód, że.. nie wiem… nie ma tam tyle meszek? Ceny nie są takie wysokie? Tych sklepów jest więcej? itd.
            W ogóle ta Pani to jakby jakaś ‘zmyślona’ osoba. Wróżka, elf, żyjący na łące i żywiący się promieniami światła i pękami róż.

            • Proszę wybaczyć, ale Pan mnie nie zrozumiał. Nie zaprzeczam, raczej zwracam uwagę na różne doświadczenia. Jeśli nie rozumie Pan różnicy, trudno.

              • Drodzy czytający i komentujący mój komentarz: jeszcze raz, bardzo się cieszę, że ktoś go docenił. Bo na ogół wszyscy się tylko i wyłącznie zachwycają Nową. Nowa Z. jest tak daleko, że niewielu tam dociera, a jak już dotrą, no to nie chcą widzieć negatywów, bo nie mogli by się chwalić znajomym, którzy tam nie byli… Oczywiście nie wszystko jest tam złe, o dobrych stronach pisze właśnie większość pozostałych. Zelandię da się przeżyć, jest cywilizowana. Ale nigdy już tam nie pojadę. Za nic. Jeśli ktoś się wybiera, to najlepiej na krótko, 2-3 tygodnie do najładniejszych miejsc. Na pewno nie jest to wymarzony raj na końcu świata, gdzie można uciec i się schować, i żyć sobie łatwo i przyjemnie. Wszystkim wszystkiego najlepszego!!!

  2. sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

57,000FaniLubię
104,207ObserwującyObserwuj
48,000ObserwującyObserwuj
1,700SubskrybującySubskrybuj