Work and Travel USA: praca, mieszkanie, oferty

Podzielone są opinie studentów, którzy wyjeżdżają do pracy do USA, ale też różni ludzie wyjeżdżają: tacy, dla których W&T stanowi pierwszą pracę, tacy, którzy sami na wyjazd zarobili, albo tacy, którzy podążyli za „modą”. Foldery jak zwykle mówią jedno, a życie drugie. Jednak nie wydaje mi się, żeby gdziekolwiek praca na kampusie, gdzie kroisz pół dnia kiełbasę mogła być przyjemna. Tym bardziej jeśli jest lato i cholerny upał. Tak samo jak codzienne sprzątanie pokoi i wymienianie ręczników, że niby po amerykanach to ma być łatwiejsze? Zarówno w Polsce, jak i za oceanem praca może być nudna, męcząca czy trudna.

Sprawdź wpis: Work and Travel- podliczenie zarobków i kosztów od a do z

Oferty pośredników Work and Travel

W CCUSA sam możesz wybrać jedną ofertę. Jednak jeśli pracodawca Ciebie nie zaakceptuje, odbywa się losowanie i wysyłają cię tam, gdzie są wolne miejsca. Marzyłeś o morzu? Dostajesz góry. Chciałeś góry? Teksas! Teraz wszystko może się wydarzyć, ale chcesz wyjechać, już zapłaciłaś/eś, więc akceptujesz każdą ofertę. To przecież miały być wakacje życia, albo chociaż przyjemnie spędzony czas w luce między semestrami.

Niektórzy trafiają lepiej, niektórzy gorzej, ale to jak i gdzie trafimy jest ciężko ocenić zanim pojawimy się na miejscu. W Polsce na szkoleniu wiele mówi się o „równym traktowaniu pracownika” w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Jadąc do pracy oczyma wyobraźni widzimy mały raj, gdzie pracodawca nas nie wyzyskuje, gdzie wszystko jest zgodne z przepisami, a my jesteśmy ważni.

Pracownicy sezonowi a “zwykli” na Work and Travel

Powszechnie wiadomo jak funkcjonuje firma, czy też jak się traktuje stałych pracowników, a jak sezonowych. Jednak jeśli według prawa nasz pracodawca ma traktować nas w ten sam sposób, to ja się o to spierać nie będę. Mówi się też, że wszystko w USA można zgłosić i jakie to jest proste. Jednak niech każdy z nas szczerze odpowie sobie na pytanie: czy doniósłby na swojego pracodawcę? Jeśli tak, to w jaki sposób? Żeby nie było, sprawdzałam bezpłatną infolinię, gdzie można zgłosić złamane prawa pracownika i nikt nie podniósł słuchawki.

Nawet jeśli dostaliśmy świetną ofertę, na miejscu może okazać się, że nie ma pracy, albo nie ma godzin. Praca może być też po prostu beznadziejna, ale jesteśmy już na miejscu, więc zazwyczaj wolimy to przeczekać.

Autopromocja

ksiazka kierunek zagranica

Praca w Park City, Utah

Nieco inaczej zadecydowała jednak Maria i Krzysztof z Gliwic, którzy dostali pracę w „cudownym” Park City w Utah. Praca podczas rozmowy prezentowała się naprawdę interesująco. Stanowisko Przewodnika Parku w Utah Olympic Park (znakiem rozpoznawczym parku są skocznie na których w 2002 r. Adam Małysz zdobywał medale). Rzeczywistość okazała się troszeczkę inna. Przykładowo dojazd do pracy- autobusy rzadko, ale na szczęście kursowały, jednak aby dostać się do samego Parku trzeba było „bonusowo” łapać stopa (dzięki Bogu zawsze ktoś ich podwoził!).

Może komuś się to wydać fajną przygodą, ale dla nich codzienne łapanie stopa było wielką udręką i stresem, tym bardziej, że:
1) Po pierwsze, w Utah to nielegalne,
2) Oznacza to wydłużony zarówno dojazd do jak i z pracy,
3) Dla zainteresowanych: Park znajduje się na zboczach góry z której wieczorem trzeba było zejść lub zjechać, nie mówiąc już o samym wejściu.

Praca w ciężkich warunkach

Lato w Utah jest bardzo suche, a Park City leży na wysokości 2000 m n.p.m. Do tego praca fizyczna na pełnym słońcu , połączona z utrudnionym dojazdem do pracy, niezapewnionym przez pracodawcę mieszkaniem (im samym nocleg udało się znaleźć na tydzień przed przyjazdem) i niską jak na wyżej wymienione warunki płacą. Tego było już za dużo i oboje postanowili poszukać lepszej pracy.

Więcej inspiracji znajdziesz na moim Instagramie:

instagram Ewelina Gac

Rezygnacja z pracy w Work&Travel

Pracę zarówno lżejszą, lepiej płatną, jaki i pod dachem znaleźli błyskawicznie, ale dużą przeszkodą okazało się zrezygnowanie z poprzedniej. Po zaakceptowaniu przez dyrekcję wypowiedzenia po którym według regulaminu u tego pracodawcy trzeba przepracować jeszcze dwa tygodnie sytuacja się nieco zmieniła. Mimo, że większość współpracowników nadal była bardzo sympatyczna, część z nich zaczęła być bardzo nieprzyjemna. Nieprzyjemna do tego stopnia, że na dwa dni przed planowanym zakończeniem pracy Marysia i Krzysztof wyszli z pracy w środku dnia. Jeden z “supervisorów” zdecydował się być tak okrutny, że nie wahał się stosować aroganckich zaczepek. Potrafił przy gościach parku obrażać ich, czy krzyczeć, że hańbią polski naród.

Zmiana pracodawcy na Work and Travel

W końcu, po przetrwaniu tego wszystkiego udało im się zmienić pracę. Tu CCUSA dało radę, bo wbrew informacji na szkoleniu weryfikacja nowego pracodawcy trwa trzy dni. Reszta pobytu (2,5 miesiąca) upływa im już bardzo spokojnie. Oprócz nowej pracy udało im się nawet znaleźć dodatkową. Teraz z niecierpliwością odliczają dni do tej już na pewno najprzyjemniejszej części- zwiedzania.

Praca w Myrtle Beach

My, można powiedzieć z pracą trafiliśmy bardzo dobrze. Menedżer nie czepiał się, godzin było akurat (chociaż po polsku trzeba powiedzieć, że zawsze mogło być lepiej). Moja praca, gdzie piekłam ciastka funnel cake i podjadałam lody jest jedną z lepszych sezonowych prac. Jest  klimatyzacja, są słodycze i sympatyczne dziewczyny, a wiadomo jak nudna jest praca bez fajnego towarzystwa. Nie, żeby to była to łatwa praca, bo nakładanie lodów przez pół dnia (nocy) potrafi dać w kość, a praca z ludźmi często jest męcząca. Jednak stanowiła nowe doświadczenie, po które tu w końcu przyjechałam. Do tej pory nie wiem co z początku stanowiło większe wyzwanie: zrozumieć imigrantów z Ameryki Południowej, którzy znają dwa rodzaje lodów: „czokolate” i „banije”, czy tutejszych, którzy mówią odrobinę za szybko i amerykańsko.

Wszystko układało się nie najgorzej, ale kiedy sezon miał się ku końcowi, a kilka dni lało jak z cebra godziny zostały zredukowane tak, że z wypłaty akurat udało się opłacić czynsz i jedzenie. My mogliśmy zagospodarować wolny czas w deszczową pogodę. Kolejny raz przypomnę, że to klimat subtropikalny, gdzie ulewy są naprawdę filmowe i nie zachęcają ani do spacerów, ani wizyt plaży (przynajmniej mnie:). Oczywiście, w umowie są wspomniane sytuacje, w których możemy mieć mniejszą ilość godzin, a deszcz do nich należy. Koleżanka z Jamajki w zeszłym roku (w Pensylwanii) miała średnio zaledwie trzy/ cztery dni pracujące przez niesprzyjające warunki pogodowe. Pracownicy amerykańscy oczywiście, mieli ich więcej.

Więcej we wpisie: Karolina Południowa: Myrtle Beach

Myrtle Beach – wakacyjna praca

Wybierając Myrtle Beach jako miejsce swojej pracy oczyma wyobraźni widziałam nadmorską miejscowość, gdzie wiaterek lekko szumi, jest ciepło, ludzie są uśmiechnięci, no i oczywiście wszędzie widać bezkresny ocean. Wszystko się zgadza, ale ciężko było mi prognozować, że w tym roku będzie szczególnie gorąco, skoro w marcu było tu sporo na minusie, co okazało się zwiastunem najgorętszego lata od dawien, dawna… (co najmniej od 15 lat, w cieniu 35 stopni to norma, a moim zdaniem przesada).

myrtle beach
Lot do Myrtle
myrtle beach
Miejska plaża

Samo Myrtle Beach nazywane jest mniejszym (i troszkę brzydszym) Miami Beach, jednak turystów jest pełno jak w Darłówku: od amerykańskiej Helenki (z trójką dzieci i tatuażem), po grupy nastolatków popisujących się przed rówieśnikami (każdy ma iPhone 10000GB i torbę wypchaną dolarami). Na szczęście, nie ma w Darłówku muzyki puszczanej z tuby samochodu, lub z specjalnych głośniczków przywierconych do skutera (aby słyszeli ją przechodnie) czy też powszechnego obżerania się  (na skalę 6XL). W Myrtle możemy to zobaczyć, a raczej nie możemy tego uniknąć.

Myrtle Beach
Rekin w wodzie

Prawdą jest, że bez samochodu w Stanach jak bez ręki

ale śmiem twierdzić, że w Myrtle Beach samochód jest tak jak buty, a że nie mamy samochodu to  jesteśmy jak ci kloszardzi bez butów. Chyba w żadnym miejscu na ziemi auto nie jest tak potrzebne jak tu. Autobusy kursują, jednak sporadycznie, do tego często się spóźniają, bądź przyjeżdżają prędzej. Do tego przystanków jest tak mało, że ciężko jest dotrzeć w interesujące nas miejsce.

Mieszkanie do wynajęcia

Przed przyjazdem ciężko było znaleźć mieszkanie na parę miesięcy w Myrtle Beach, ale z opowieści dowiedzieliśmy się, że na miejscu mieszkań jest po prostu pełno. Okazało się to kłamstwem i zamieszkaliśmy w motelu. Kiedy po dwóch tygodniach znaleźliśmy już dogodne mieszkanie (niedaleko plaży, w pełni umeblowane itd.) byliśmy zachwyceni. Oczekując na właściciela pod ratuszem byliśmy podekscytowani i bardzo, bardzo szczęśliwi, jednak teraz już wiem, że nie warto cieszyć się na zapas. Skuterem podjechał Brazylijczyk. Z początku nie wzbudził naszego zaufania, jednak daliśmy mu szansę i  zabrał M. na oglądanie.

Kiedy Maciej wrócił nie był zachwycony i chciał zrezygnować, ja jednak uparłam się żeby mieszkanie nie tylko zobaczyć, ale i wynająć. Po drodze okazało się, że to wcale nie jest niedaleko plaży. Ponadto wyszło, że to dwa osobne mieszkania w starym, brudnym domu. On chce nam podnająć drugie (wolne dwa lub trzy dni później), a teraz możemy zatrzymać się w pierwszym, gdzie będziemy płacić stawki dniowe, aż się nie przeprowadzimy do tego drugiego. Do tego nagle podwoił cenę wynajmu i zaczął tak kombinować, że szczerze się wystraszyłam, że to jakaś imigracyjna brazylijska mafia! Stanęło na tym, że ze strachu zaczęłam krzyczeć, że nie ufam ludziom nie mającym swojego zdania. I wyszłam.motel

Praca w Myrtle Beach

jeśli chodzi o pracę wakacyjną to zarabia się tyle, ile jest napisane na umowie, od 8-10$ na godzinę. Jest to stawka za którą można się utrzymać i bez szaleństw odłożyć na wakacyjną podróż. Jedyne problemy, które mogą wystąpić to godziny lub ich brak. Nawet jeśli w umowie mamy zastrzeżone 40 godzin tygodniowo plus nadgodziny, pracodawca może zmniejszyć stawkę bez konsekwencji. Z dodatkową pracą nie jest ciężko, ale nie dostanie jej każdy- około 40% poznanych przeze mnie studentów miało drugą pracę. Po wyjeździe z Myrtle Beach szczerze opisałam warunki pracy studentów J1 w USA i często odbiegają one od kolorowych prospektów 🙂

Bardzo ciekawe jest to, że odnosi się wrażenie całkowitego bezpieczeństwa

nie ma godziny o której można czuć się nieswojo. Oczywiście, pewnie są ciemne zakątki w których nie warto się pojawiać, ale wszędzie widać patrolującą policję: w radiowozach, eleganckich tajniackich samochodach, na skuterze, rowerze czy wózku golfowym! Nie ma tu zataczających się Januszy, szwagrów polewających wódkę o 12 w południe czy piwka na plaży (surowo zakazane! Jeśli mówi się o wieczorze przy alkoholu z widokiem na ocean, Amerykanin wytrzeszcza oczy i rezygnuje). Może  to wszystko tworzy takie wrażenie, może i jest to złudne, bo tydzień temu parę przecznic dalej była strzelanina, ale nikt nie boi się wyjść z domu, ani do niego wrócić przed kolejnym świtem.

Ewelina w Myrtle Beach

work and travel
W pracy najważniejszy jest uśmiech! 🙂

Równe traktowanie w pracy sezonowej- czy to możliwe?

I my nie byliśmy traktowani tak samo, jak amerykańscy pracownicy. M. często był zmieniany przez amerykańskiego pracownika, który “bardziej potrzebował godzin”. Tutejsze dziewczyny potrafiły wybrać się na zakupy odzieżowe, kiedy my, J1 pracowaliśmy. Szczególnie śmieszna dla mnie była sytuacja, kiedy „po sezonie” zostało utworzone specjalne miejsce pracy: poranny kasjer. Kiedy w wakacje był duży ruch, nie był on potrzebny. Stanowisko nagle powstało, kiedy amerykańska koleżanka potrzebowała większej wypłaty. Dodatkowo w tym samym czasie pracowała w ramach swojej drugiej pracy na laptopie (pisząc e-maile) i dzwoniąc do ludzi. Bywały sytuacje, kiedy zapraszała do pracy dwójkę swoich dzieci, bo nie miał kto się nimi zająć, a i ona nie miała czasu, bo była jednocześnie w dwóch pracach. Myślałam, ze to niemożliwe- a jednak! Wolna Amerykanka– to określenie nabrało dla mnie nowego znaczenia.

Nie przeszkadzało nam to aż tak bardzo do momentu kiedy menedżer powiedział, że z powodu słabej pogody wszystko jest zamknięte i możemy wrócić do domu. My po dwóch godzinach z ciekawości zagadnęliśmy do miejsca naszej pracy i zobaczyliśmy amerykanów razem z szefem „pracujących” w najlepsze. Wiedziałam, że miarka się przebrała i nadszedł czas na poważną rozmowę. Może i jesteśmy tutaj jedynie studentami, którzy nie są zbyt ważni, ale swoje prawa znamy.

Czym się różni rozmowa z amerykańskim szefem od tej z polskim?

Tak naprawdę nic. Z początku powiedział, że nie ma dla mnie godzin (ciekawe, że dla miejscowych są nawet nowe stanowiska!), ale „nie ma co się porównywać, Ewelina”. Gdy spytaliśmy, dlaczego Maciej nie może pracować, tylko również zostaje odsyłany do domu, powiedział, że nie potrafi obsłużyć wszystkich maszyn. Spytaliśmy więc dlaczego go nie nauczył, więc powiedział, że to zbędne (tak, tak, wszyscy jesteśmy równi!). Spytaliśmy dlaczego, inny kolega J1 ma więcej godzin niż my we dwójkę, powiedział tylko, że to biznes. A każdy ma swoją historię, on nie jest organizacją charytatywną. Jednak chyba pierwszy raz słyszał taki wylew żali za niesprawiedliwe traktowanie. Było tak bardzo nieamerykańskie, że w kolejnym tygodniu zostaliśmy zasypani godzinami. Menedżerowi nawet zdarzyło się obciąć godziny tutejszym pracownikom. Oczywiście, te „ryzykowne” posunięcie z innym menedżerem mogło skończyć się całkowitym brakiem godzin- ale my w tym przypadku nie mieliśmy praktycznie nic do stracenia 🙂

Poszukiwanie mieszkania na Work and Travel

Z racji, że to nasze ostatnie dni w Południowej Karolinie, chciałabym podsumować pobyt w Myrtle Beach głównie ze względu na dostępność mieszkań oraz pracę (dla J1). Mam wielką nadzieję, ale  niestety ciężko jest mi uwierzyć, że w przyszłym roku w kwestii mieszkań coś się zmieni.

Na samym początku wspomniałam naszą historię poszukiwania mieszkania w uroczym, nadmorskim miasteczku Myrtle Beach.  Jednak od czerwca temat wynajmu udało mi się poznać jeszcze lepiej i chciałabym go Wam bardziej przybliżyć.

Craiglist, a pokoje polecone przez agencję

Agencja pośrednicząca CCUSA wielokrotnie odradza poszukiwanie mieszkania przez craiglist, kiedy jeszcze jesteśmy w Polsce. *Craiglist to najpopularniejsza Amerykańska strona, gdzie wynajmiemy dom, sprzedamy samochód, kupimy telefon itd. Możemy tam kupić, sprzedać i wynająć dosłownie wszystko.  Kontynuując, wg. CCUSA na powyższej stronce możemy trafić na oszustów, którzy po prostu wyłudzą od nas pieniądze. Oczywiście, jest to wysoce prawdopodobne, a więc jak znaleźć inaczej lokum, jak nie przez stronę z ogłoszeniami? Pomocy, to aż za oceanem!!

CCUSA jako porządna agencja nie zostawia swoich podopiecznych na pastwę losu i poleciła przeróżne miejsca, dzięki którym można wstępnie zarezerwować pokój w Myrtle Beach i być na 100% pewnym, że ma się już swój kąt na najbliższe parę miesięcy lub chociaż bezpieczny start. Bardzo ważne! W regulaminie wymiany jest zapis: przed wyjazdem trzeba mieć załatwione miejsce do spania na minimum pierwszy tydzień pobytu. Mówi się, że na miejscu jest naprawdę łatwo z mieszkaniem. Bardzo pewne polecenia agencji:

  • Agencja Nieruchomości MC Real Estate, gdzie pokój z kuchnią kosztuje 300$ tygodniowo (myślałam, że drożej się nie da!),
  • Motel Fountain Bleau Inn, gdzie wynajem pokoju dla dwóch osób bez kuchni (do twojej dyspozycji lodówka + mikrofalówka) kosztuje 350$ za sześć dni, lub 90$/ osobę miejsce w pokoju czteroosobowym,
  • Sun Fun Rental, gdzie napisałam i dostałam propozycję mieszkania w cztery dziewczyny/ bądź czterech chłopaków za 100$/osobę tygodniowo, jak odmówiłam, właściciel napisał mi kilka e-maili, grożąc, że nie znajdę nic lepszego. Koleżanka wpłaciła 100$ depozytu, nie dostała miejsca, nie dostała zwrotu kasy.

Ile trzeba pracować na czynsz?

Na pewno ci z polecenia to nie byli oszuści. Dodatkowo kalkulując, jeśli w Myrtle Beach średnia programowa stawka J1 to 8$ (brutto), średnia tygodniowa ilość godzin to 40 (a niektórzy mają 28), do tego oprócz opłat trzeba chociaż jeść i odłożyć na wakacje- jest krucho. Przecież nie po to wpakowało się w ten wyjazd tyle pieniędzy, energii i  serca!! Kolejno, agencja mówi, że zwrot kosztów, które wpakowaliśmy w program to niemalże pewnik. A więc albo trzeba szukać czegoś tańszego, albo egzystować w czwórkę przez parę miesięcy, co robi większość studentów. Mieszkają zazwyczaj w cztery osoby i nierzadko mają do dyspozycji tylko dwa łóżka. Jak usłyszałam to po raz pierwszy, zapytałam czy my na pewno jesteśmy w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Z tego co mi wiadomo w USA każdy raczej ma swój pokój, a przynajmniej swoje łóżko.

Oferty mieszkań można znaleźć również na grupach Facebook’a oraz w Studenckim Centrum Informacji, które w połowie funkcjonuje po rosyjsku (razem z ogłoszeniami o pracę czy wynajem). W ruskiej budzie też znalazłam ogłoszenie Brazylijczyka.

O tym jak ciężko jest znaleźć mieszkanie na Craiglist

Co do Craiglist możemy spotkać tam oszustów, tak jak wszędzie. Oszustów możemy spotkać na allegro, na olx, a nawet na ulicy.  Powszechnie wiadomo, że w tych czasach należy być ostrożnym. Oczywiście, nie wydaje mi się, żeby był kraj gdzie można spotkać więcej cinkciarzy niż tu, ale to w końcu Ameryka. Poza przemiłym Brazylijczykiem, na swojej drodze spotkaliśmy również wynajmujących rządnych natychmiastowej wpłaty 1500$, ale to chyba nikt na to się nie nabierze. Tak naprawdę w sezonie w Myrtle Beach ciężko jest cokolwiek znaleźć, kiedy za mieszkanie przy oceanie liczy się kilkakrotnie drożej. Jak już znajdziemy pasujące nam oferty (a w desperacji wysyła się wiadomości i dzwoni na każdą), dowiadujemy się, że:

1) to nie aktualne (9% z doświadczeń moich i znajomych)
2) nie dostajemy odpowiedzi (90% z doświadczeń moich i znajomych)
3) umawiasz się na spotkanie (1% z doświadczeń moich i znajomych)

Ile kosztuje pokój w Myrtle Beach?

Te “normalne” ceny kształtują się ok. 400$ miesięcznie za ładny pokój z łazienką, ale często jest to wynajem długoterminowy, który nas nie dotyczy. Dodatkowo, często jest to daleko od  miejsca, gdzie zazwyczaj się pracuje, a w klimacie zwrotnikowym jest to po prostu niewygodne. Kiedy nie ma wyjścia i musisz z pracy wracać w piekielne trzydziestoparostopniowe słońce lub w ulewę rowerem/ na nogach, bo autobusy kursują sporadycznie i do dyspozycji jest tylko kilka linii.

Dlatego w  Myrtle Beach w motelach mieszka większość studentów. Niektórym (wg. moich obliczeń max. 15%) udało się wynająć pokój (dwu/trzyosobowy w cenie 400$ miesięcznie za osobę). Nam dzięki jednej przesympatycznej Polce, której nigdy osobiście nie poznałam udało się znaleźć pokój za 180$ (pod koniec sezonu 170$) tygodniowo z podstawowym wyposażeniem w Sea Park Motel. Kuchnię  musieliśmy sobie sami wyposażyć, ale porównując to do poprzednich miejsc- bomba! Lokalizacja świetna, bo zaraz przy oceanie, 4 minuty spacerkiem do pracy- no już lepiej być nie mogło! Warunki nie są luksusowe, ale wolę zapłacić za nie 180$ niż dwa razy więcej, do tego zazwyczaj pusty basen w cenie. Przygodę z motelami mamy już prawie za sobą i szczerze mówiąc, nie jestem ich wielką fanką. Podsumowując: „housing” dla J1 w Myrtle Beach jest na cholernie kiepskim poziomie.

Co do innych stanów, a nawet miast, bywa i lepiej i gorzej, jednak jeśli pracodawca nie zapewnia mieszkania, warto rozejrzeć się dużo wcześniej za miejscem do spania. Jeśli nie to trzeba zastanowić się czy będziemy w stanie mieszkać np. w siódemkę w jednym pokoju, jeśli nie znajdziemy nic lepszego. My uwierzyliśmy, że mieszkania to tu na nas po prostu czekają. Okazało się to niezupełnie zgodne z rzeczywistością, z którą przyszło nam się zmierzyć na miejscu.


Cześć! Mam nadzieję, że podążycie moim szlakiem w podróży. Chętnie oglądam zdjęcia i filmy moich czytelników, dlatego oznaczajcie mnie w mediach społecznościowych:

Instagram: @ewelina.gac

Facebook: @wposzukiwaniukoncaswiata

W niektórych artykułach zawarte są linki afiliacyjne. Kiedy korzystasz z tych linków do rezerwacji noclegów, otrzymuję niewielką prowizję, co pomaga mi utrzymać bloga i dostarczać Ci wartościowych treści. Dziękuję za wsparcie!


16 KOMENTARZE

  1. Rzeczywistość przeważnie różni się od reklam 🙁 szkoda, że nie ma równouprawnienia pracowników, natomiast jestem w stanie to zrozumieć. Moim zdaniem to po prostu błędne myślenie pracodawcy, a także solidarność narodowa. Natomiast na pewno takie wyjazdy są dużą szkołą życia i chyba najważniejsze na tym etapie jest wsparcie bliskich, żeby przetrwać właśnie takie trudne chwile, jak Wasze 🙂

    • Zgadzam się, reklamy są po to aby zachęcić, a nie zniechęcić kupującego 🙂 Z perspektywy czasu mogę jedynie powiedzieć, że wiele zmieniło to w moim życiu- a więc było warto. Pozdrowienia!

  2. Świetna jest taka podróż, bardzo chciałam po liceum pojechać na rok do stanów jako opiekunka, nawet miałam rodzinę znalezioną, ale niestety dla moich rodziców studia najważniejsze. Żałuje, bardzo, że nie pojechałam. Sama będę córkę namawiać na takie wyjazdy.

  3. Mnie niestety praca sezonowa dla studentów kojarzy się bardziej z ich wyzyskiem niż dawaniem im szansy na cudowną, wakacyjną przygodę. Niestety nie dziwi mnie ani solidarność z rodakami, ani nierówne traktowanie. Przykre to wszystko. Niestety nie trzeba daleko jechać aby zobaczyć takie praktyki. W naszym kraju często w taki sposób traktuje się pracowników zza wschodniej granicy.
    Mimo wszystko podziwiam za odwagę. Na pewno sporo Was to nauczyło, a najważniejsze przecież jest doświadczenie.

    • Dziękuję za komentarz Magdaleno. Fajnie słyszeć, że masz podobne odczucia, bo dziwi mnie nieco takie naświetlenie sezonowej pracy, jako tej cudowniejszej. Zgadzam się, że doświadczenie jest najważniejsze, no i nastawienie 😀

  4. Praca za granicą to zawsze ciekawa przygoda, wydaje mi się, że takie osoby po powrocie do kraju są pewniejsze siebie i bardziej świadomi, czego chcą.

    • Myślę, że może tak być, bo musimy liczyć tylko na siebie, co pomaga później zarówno w pewności siebie, jak i w tym, żeby zawsze dbać o swoje. Bo kto, jak nie my? 🙂

  5. Ja również miałam już tą przyjemność aby wybrać się na program Work and Travel do USA. Serdecznie zapraszam również do śledzenia mojego doświadczenia jak i dobrych rad w podróży 🙂

  6. Zazdroszczę przygody! Też miałam lecieć na W&T, miałam już nawet pracę i załatwione wszystkie formalności, ale w ostatniej chwili uczelnia stanęła mi na drodze…
    Napisałam o tym post, więc jeśli masz ochotę wpaść do zapraszam https://www.thelife.pl/studia-vs-rzeczywistosc-work-and-travel/ 🙂
    Na szczęście do Stanów w końcu dotarłam 🙂 Pozdrawiam serdecznie!

    • Czytałam, bardzo się cieszę, że się udało. Ja na W&T pojechałam z prosto z Erasmusa, więc też łatwo nie było, ale koniec końców- się udało 🙂 pozdrowienia!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

56,500FaniLubię
81,247ObserwującyObserwuj
44,000ObserwującyObserwuj
1,600SubskrybującySubskrybuj