American dream: praca w USA

work and travel

Work and Travel w USA

Podzielone są opinie studentów, którzy wyjeżdżają do pracy do USA, ale też różni ludzie wyjeżdżają: tacy, dla których W&T stanowi pierwszą pracę, tacy, którzy sami na wyjazd zarobili, albo tacy, którzy podążyli za „modą”. Foldery jak zwykle mówią jedno, a życie drugie. Jednak nie wydaje mi się, żeby gdziekolwiek praca na kampusie, gdzie kroisz pół dnia kiełbasę mogła być przyjemna. Tym bardziej jeśli jest lato i cholerny upał. Tak samo jak codzienne sprzątanie pokoi i wymienianie ręczników, że niby po amerykanach to ma być łatwiejsze? Zarówno w Polsce, jak i za oceanem praca może być nudna, męcząca czy trudna.

Oferty CCUSA

W CCUSA sam możesz wybrać jedną ofertę. Jednak jeśli pracodawca Ciebie nie zaakceptuje, odbywa się losowanie i wysyłają cię tam, gdzie są wolne miejsca. Marzyłeś o morzu? Dostajesz góry. Chciałeś góry? Teksas! Teraz wszystko może się wydarzyć, ale chcesz wyjechać, już zapłaciłaś/eś, więc akceptujesz każdą ofertę. To przecież miały być wakacje życia, albo chociaż przyjemnie spędzony czas w luce między semestrami.

Niektórzy trafiają lepiej, niektórzy gorzej, ale to jak i gdzie trafimy jest ciężko ocenić zanim pojawimy się na miejscu. W Polsce na szkoleniu wiele mówi się o „równym traktowaniu pracownika” w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Jadąc do pracy oczyma wyobraźni widzimy mały raj, gdzie pracodawca nas nie wyzyskuje, gdzie wszystko jest zgodne z przepisami, a my jesteśmy ważni.

Pracownicy sezonowi a “zwykli”

Powszechnie wiadomo jak funkcjonuje firma, czy też jak się traktuje stałych pracowników, a jak sezonowych. Jednak jeśli według prawa nasz pracodawca ma traktować nas w ten sam sposób, to ja się o to spierać nie będę. Mówi się też, że wszystko w USA można zgłosić i jakie to jest proste. Jednak niech każdy z nas szczerze odpowie sobie na pytanie: czy doniósłby na swojego pracodawcę? Jeśli tak, to w jaki sposób? Żeby nie było, sprawdzałam bezpłatną infolinię, gdzie można zgłosić złamane prawa pracownika i nikt nie podniósł słuchawki.

Nawet jeśli dostaliśmy świetną ofertę, na miejscu może okazać się, że nie ma pracy, albo nie ma godzin. Praca może być też po prostu beznadziejna, ale jesteśmy już na miejscu, więc zazwyczaj wolimy to przeczekać.

Praca w Park City, Utah

Nieco inaczej zadecydowała jednak Maria i Krzysztof z Gliwic, którzy dostali pracę w „cudownym” Park City w Utah. Praca podczas rozmowy prezentowała się naprawdę interesująco. Stanowisko Przewodnika Parku w Utah Olympic Park (znakiem rozpoznawczym parku są skocznie na których w 2002 r. Adam Małysz zdobywał medale). Rzeczywistość okazała się troszeczkę inna. Przykładowo dojazd do pracy- autobusy rzadko, ale na szczęście kursowały, jednak aby dostać się do samego Parku trzeba było „bonusowo” łapać stopa (dzięki Bogu zawsze ktoś ich podwoził!).

Może komuś się to wydać fajną przygodą, ale dla nich codzienne łapanie stopa było wielką udręką i stresem, tym bardziej, że:
1) Po pierwsze, w Utah to nielegalne,
2) Oznacza to wydłużony zarówno dojazd do jak i z pracy,
3) Dla zainteresowanych: Park znajduje się na zboczach góry z której wieczorem trzeba było zejść lub zjechać, nie mówiąc już o samym wejściu.

Sprawdź również:  Czego nauczyło ich życie za granicą? Emigracyjne opowieści (nie tylko!) Polaków

Praca w ciężkich warunkach

Lato w Utah jest bardzo suche, a Park City leży na wysokości 2000 m n.p.m. Do tego praca fizyczna na pełnym słońcu , połączona z utrudnionym dojazdem do pracy, niezapewnionym przez pracodawcę mieszkaniem (im samym nocleg udało się znaleźć na tydzień przed przyjazdem) i niską jak na wyżej wymienione warunki płacą. Tego było już za dużo i oboje postanowili poszukać lepszej pracy.

Rezygnacja z pracy w Work&Travel

Pracę zarówno lżejszą, lepiej płatną, jaki i pod dachem znaleźli błyskawicznie, ale dużą przeszkodą okazało się zrezygnowanie z poprzedniej. Po zaakceptowaniu przez dyrekcję wypowiedzenia po którym według regulaminu u tego pracodawcy trzeba przepracować jeszcze dwa tygodnie sytuacja się nieco zmieniła. Mimo, że większość współpracowników nadal była bardzo sympatyczna, część z nich zaczęła być bardzo nieprzyjemna. Nieprzyjemna do tego stopnia, że na dwa dni przed planowanym zakończeniem pracy Marysia i Krzysztof wyszli z pracy w środku dnia. Jeden z “supervisorów” zdecydował się być tak okrutny, że nie wahał się stosować aroganckich zaczepek. Potrafił przy gościach parku obrażać ich, czy krzyczeć, że hańbią polski naród.

Zmiana pracodawcy na work and travel

W końcu, po przetrwaniu tego wszystkiego udało im się zmienić pracę. Tu CCUSA dało radę, bo wbrew informacji na szkoleniu weryfikacja nowego pracodawcy trwa trzy dni. Reszta pobytu (2,5 miesiąca) upływa im już bardzo spokojnie. Oprócz nowej pracy udało im się nawet znaleźć dodatkową. Teraz z niecierpliwością odliczają dni do tej już na pewno najprzyjemniejszej części- zwiedzania.

Praca w Myrtle Beach

My, można powiedzieć z pracą trafiliśmy bardzo dobrze. Menedżer nie czepiał się, godzin było akurat (chociaż po polsku trzeba powiedzieć, że zawsze mogło być lepiej). Moja praca, gdzie piekłam ciastka funnel cake i podjadałam lody jest jedną z lepszych sezonowych prac. Jest  klimatyzacja, są słodycze i sympatyczne dziewczyny, a wiadomo jak nudna jest praca bez fajnego towarzystwa. Nie, żeby to była to łatwa praca, bo nakładanie lodów przez pół dnia (nocy) potrafi dać w kość, a praca z ludźmi często jest męcząca. Jednak stanowiła nowe doświadczenie, po które tu w końcu przyjechałam. Do tej pory nie wiem co z początku stanowiło większe wyzwanie: zrozumieć imigrantów z Ameryki Południowej, którzy znają dwa rodzaje lodów: „czokolate” i „banije”, czy tutejszych, którzy mówią odrobinę za szybko i amerykańsko.

Wszystko układało się nie najgorzej, ale kiedy sezon miał się ku końcowi, a kilka dni lało jak z cebra godziny zostały zredukowane tak, że z wypłaty akurat udało się opłacić czynsz i jedzenie. My mogliśmy zagospodarować wolny czas w deszczową pogodę. Kolejny raz przypomnę, że to klimat subtropikalny, gdzie ulewy są naprawdę filmowe i nie zachęcają ani do spacerów, ani wizyt plaży (przynajmniej mnie:). Oczywiście, w umowie są wspomniane sytuacje, w których możemy mieć mniejszą ilość godzin, a deszcz do nich należy. Koleżanka z Jamajki w zeszłym roku (w Pensylwanii) miała średnio zaledwie trzy/ cztery dni pracujące przez niesprzyjające warunki pogodowe. Pracownicy amerykańscy oczywiście, mieli ich więcej.

Sprawdź również:  Nowy Jork
work and travel
W pracy najważniejszy jest uśmiech! 🙂

Równe traktowanie w pracy sezonowej- czy to możliwe?

I my nie byliśmy traktowani tak samo, jak amerykańscy pracownicy. M. często był zmieniany przez amerykańskiego pracownika, który “bardziej potrzebował godzin”. Tutejsze dziewczyny potrafiły wybrać się na zakupy odzieżowe, kiedy my, J1 pracowaliśmy. Szczególnie śmieszna dla mnie była sytuacja, kiedy „po sezonie” zostało utworzone specjalne miejsce pracy: poranny kasjer. Kiedy w wakacje był duży ruch, nie był on potrzebny. Stanowisko nagle powstało, kiedy amerykańska koleżanka potrzebowała większej wypłaty. Dodatkowo w tym samym czasie pracowała w ramach swojej drugiej pracy na laptopie (pisząc e-maile) i dzwoniąc do ludzi. Bywały sytuacje, kiedy zapraszała do pracy dwójkę swoich dzieci, bo nie miał kto się nimi zająć, a i ona nie miała czasu, bo była jednocześnie w dwóch pracach. Myślałam, ze to niemożliwe- a jednak! Wolna Amerykanka– to określenie nabrało dla mnie nowego znaczenia.

Nie przeszkadzało nam to aż tak bardzo do momentu kiedy menedżer powiedział, że z powodu słabej pogody wszystko jest zamknięte i możemy wrócić do domu. My po dwóch godzinach z ciekawości zagadnęliśmy do miejsca naszej pracy i zobaczyliśmy amerykanów razem z szefem „pracujących” w najlepsze. Wiedziałam, że miarka się przebrała i nadszedł czas na poważną rozmowę. Może i jesteśmy tutaj jedynie studentami, którzy nie są zbyt ważni, ale swoje prawa znamy.

Czym się różni rozmowa z amerykańskim szefem od tej z polskim?

Tak naprawdę nic. Z początku powiedział, że nie ma dla mnie godzin (ciekawe, że dla miejscowych są nawet nowe stanowiska!), ale „nie ma co się porównywać, Ewelina”. Gdy spytaliśmy, dlaczego Maciej nie może pracować, tylko również zostaje odsyłany do domu, powiedział, że nie potrafi obsłużyć wszystkich maszyn. Spytaliśmy więc dlaczego go nie nauczył, więc powiedział, że to zbędne (tak, tak, wszyscy jesteśmy równi!). Spytaliśmy dlaczego, inny kolega J1 ma więcej godzin niż my we dwójkę, powiedział tylko, że to biznes. A każdy ma swoją historię, on nie jest organizacją charytatywną. Jednak chyba pierwszy raz słyszał taki wylew żali za niesprawiedliwe traktowanie. Było tak bardzo nieamerykańskie, że w kolejnym tygodniu zostaliśmy zasypani godzinami. Menedżerowi nawet zdarzyło się obciąć godziny tutejszym pracownikom. Oczywiście, te „ryzykowne” posunięcie z innym menedżerem mogło skończyć się całkowitym brakiem godzin- ale my w tym przypadku nie mieliśmy praktycznie nic do stracenia 🙂


Cześć! Mam nadzieję, że podążycie moim szlakiem w podróży. Chętnie oglądam zdjęcia i filmy moich czytelników, dlatego oznaczajcie mnie w mediach społecznościowych:

Instagram: @ewelina.gac

Facebook: @wposzukiwaniukoncaswiata

Noclegi znajdziesz na booking.com


16 KOMENTARZE

  1. Rzeczywistość przeważnie różni się od reklam 🙁 szkoda, że nie ma równouprawnienia pracowników, natomiast jestem w stanie to zrozumieć. Moim zdaniem to po prostu błędne myślenie pracodawcy, a także solidarność narodowa. Natomiast na pewno takie wyjazdy są dużą szkołą życia i chyba najważniejsze na tym etapie jest wsparcie bliskich, żeby przetrwać właśnie takie trudne chwile, jak Wasze 🙂

    • Zgadzam się, reklamy są po to aby zachęcić, a nie zniechęcić kupującego 🙂 Z perspektywy czasu mogę jedynie powiedzieć, że wiele zmieniło to w moim życiu- a więc było warto. Pozdrowienia!

  2. Świetna jest taka podróż, bardzo chciałam po liceum pojechać na rok do stanów jako opiekunka, nawet miałam rodzinę znalezioną, ale niestety dla moich rodziców studia najważniejsze. Żałuje, bardzo, że nie pojechałam. Sama będę córkę namawiać na takie wyjazdy.

  3. Mnie niestety praca sezonowa dla studentów kojarzy się bardziej z ich wyzyskiem niż dawaniem im szansy na cudowną, wakacyjną przygodę. Niestety nie dziwi mnie ani solidarność z rodakami, ani nierówne traktowanie. Przykre to wszystko. Niestety nie trzeba daleko jechać aby zobaczyć takie praktyki. W naszym kraju często w taki sposób traktuje się pracowników zza wschodniej granicy.
    Mimo wszystko podziwiam za odwagę. Na pewno sporo Was to nauczyło, a najważniejsze przecież jest doświadczenie.

    • Dziękuję za komentarz Magdaleno. Fajnie słyszeć, że masz podobne odczucia, bo dziwi mnie nieco takie naświetlenie sezonowej pracy, jako tej cudowniejszej. Zgadzam się, że doświadczenie jest najważniejsze, no i nastawienie 😀

  4. Praca za granicą to zawsze ciekawa przygoda, wydaje mi się, że takie osoby po powrocie do kraju są pewniejsze siebie i bardziej świadomi, czego chcą.

    • Myślę, że może tak być, bo musimy liczyć tylko na siebie, co pomaga później zarówno w pewności siebie, jak i w tym, żeby zawsze dbać o swoje. Bo kto, jak nie my? 🙂

  5. Ja również miałam już tą przyjemność aby wybrać się na program Work and Travel do USA. Serdecznie zapraszam również do śledzenia mojego doświadczenia jak i dobrych rad w podróży 🙂

  6. Zazdroszczę przygody! Też miałam lecieć na W&T, miałam już nawet pracę i załatwione wszystkie formalności, ale w ostatniej chwili uczelnia stanęła mi na drodze…
    Napisałam o tym post, więc jeśli masz ochotę wpaść do zapraszam https://www.thelife.pl/studia-vs-rzeczywistosc-work-and-travel/ 🙂
    Na szczęście do Stanów w końcu dotarłam 🙂 Pozdrawiam serdecznie!

    • Czytałam, bardzo się cieszę, że się udało. Ja na W&T pojechałam z prosto z Erasmusa, więc też łatwo nie było, ale koniec końców- się udało 🙂 pozdrowienia!

Skomentuj SzydelkoweCUDAsie Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj