Myrtle Beach – wakacyjna praca
Wybierając Myrtle Beach jako miejsce swojej pracy oczyma wyobraźni widziałam nadmorską miejscowość, gdzie wiaterek lekko szumi, jest ciepło, ludzie są uśmiechnięci, no i oczywiście wszędzie widać bezkresny ocean. Wszystko się zgadza, ale ciężko było mi prognozować, że w tym roku będzie szczególnie gorąco, skoro w marcu było tu sporo na minusie, co okazało się zwiastunem najgorętszego lata od dawien, dawna… (co najmniej od 15 lat, w cieniu 35 stopni to norma, a moim zdaniem przesada).


Samo Myrtle Beach nazywane jest mniejszym (i troszkę brzydszym) Miami Beach, jednak turystów jest pełno jak w Darłówku: od amerykańskiej Helenki (z trójką dzieci i tatuażem), po grupy nastolatków popisujących się przed rówieśnikami (każdy ma iPhone 10000GB i torbę wypchaną dolarami). Na szczęście, nie ma w Darłówku muzyki puszczanej z tuby samochodu, lub z specjalnych głośniczków przywierconych do skutera (aby słyszeli ją przechodnie) czy też powszechnego obżerania się (na skalę 6XL). W Myrtle możemy to zobaczyć, a raczej nie możemy tego uniknąć. Więcej o tym co warto zrobić i zobaczyć w MB, tutaj!

KILKA PRAWD O PRACY W MYRTLE BEACH
1. Prawdą jest, że bez samochodu w Stanach jak bez ręki,
ale śmiem twierdzić, że w Myrtle Beach samochód jest tak jak buty, a że nie mamy samochodu to jesteśmy jak ci kloszardzi bez butów. Chyba w żadnym miejscu na ziemi auto nie jest tak potrzebne jak tu. Autobusy kursują, jednak sporadycznie, do tego często się spóźniają, bądź przyjeżdżają prędzej. Do tego przystanków jest tak mało, że ciężko jest dotrzeć w interesujące nas miejsce.
2. Mieszkanie do wynajęcia.
Przed przyjazdem ciężko było znaleźć mieszkanie na parę miesięcy w Myrtle Beach, ale z opowieści dowiedzieliśmy się, że na miejscu mieszkań jest po prostu pełno. Okazało się to kłamstwem i zamieszkaliśmy w motelu. Kiedy po dwóch tygodniach znaleźliśmy już dogodne mieszkanie (niedaleko plaży, w pełni umeblowane itd.) byliśmy zachwyceni. Oczekując na właściciela pod ratuszem byliśmy podekscytowani i bardzo, bardzo szczęśliwi, jednak teraz już wiem, że nie warto cieszyć się na zapas. Skuterem podjechał Brazylijczyk. Z początku nie wzbudził naszego zaufania, jednak daliśmy mu szansę i zabrał M. na oglądanie.
Kiedy Maciej wrócił nie był zachwycony i chciał zrezygnować, ja jednak uparłam się żeby mieszkanie nie tylko zobaczyć, ale i wynająć. Po drodze okazało się, że to wcale nie jest niedaleko plaży. Ponadto wyszło, że to dwa osobne mieszkania w starym, brudnym domu. On chce nam podnająć drugie (wolne dwa lub trzy dni później), a teraz możemy zatrzymać się w pierwszym, gdzie będziemy płacić stawki dniowe, aż się nie przeprowadzimy do tego drugiego. Do tego nagle podwoił cenę wynajmu i zaczął tak kombinować, że szczerze się wystraszyłam, że to jakaś imigracyjna brazylijska mafia! Stanęło na tym, że ze strachu zaczęłam krzyczeć, że nie ufam ludziom nie mającym swojego zdania. I wyszłam.
Więcej o poszukiwaniu mieszkania w Myrtle Beach tutaj!
3. Praca w Myrtle Beach–
jeśli chodzi o pracę wakacyjną to zarabia się tyle, ile jest napisane na umowie, od 8-10$ na godzinę. Jest to stawka za którą można się utrzymać i bez szaleństw odłożyć na wakacyjną podróż. Jedyne problemy, które mogą wystąpić to godziny lub ich brak. Nawet jeśli w umowie mamy zastrzeżone 40 godzin tygodniowo plus nadgodziny, pracodawca może zmniejszyć stawkę bez konsekwencji. Z dodatkową pracą nie jest ciężko, ale nie dostanie jej każdy- około 40% poznanych przeze mnie studentów miało drugą pracę. Po wyjeździe z Myrtle Beach szczerze opisałam warunki pracy studentów J1 w USA i częśto odbiegają one od kolorowych prospektów 🙂
4. Bardzo ciekawe jest to, że odnosi się wrażenie całkowitego bezpieczeństwa:
nie ma godziny o której można czuć się nieswojo. Oczywiście, pewnie są ciemne zakątki w których nie warto się pojawiać, ale wszędzie widać patrolującą policję: w radiowozach, eleganckich tajniackich samochodach, na skuterze, rowerze czy wózku golfowym! Nie ma tu zataczających się Januszy, szwagrów polewających wódkę o 12 w południe czy piwka na plaży (surowo zakazane! Jeśli mówi się o wieczorze przy alkoholu z widokiem na ocean, Amerykanin wytrzeszcza oczy i rezygnuje). Może to wszystko tworzy takie wrażenie, może i jest to złudne, bo tydzień temu parę przecznic dalej była strzelanina, ale nikt nie boi się wyjść z domu, ani do niego wrócić przed kolejnym świtem.
Póki co, pozdrawiam was serdecznie!
Cześć! Mam nadzieję, że podążycie moim szlakiem w podróży. Chętnie oglądam zdjęcia i filmy moich czytelników, dlatego oznaczajcie mnie w mediach społecznościowych:
Instagram: @ewelina.gac
Facebook: @wposzukiwaniukoncaswiata
Noclegi znajdziesz na booking.com
Ech te Janusze i Szwagry już są znani nawet za wielką wodą, świetny wpis, Joanna która nie dostała wizy – pozdrawia.
dziękuję Joasiu!