
Pracując z domu nie miałam zbyt wielu okazji do poznawania nowych ludzi. Co prawda, zaprzyjaźniłam się z jedną rudą, bratnią duszą z tej samej firmy. Jednak, jak na dwa lata to naprawdę mało, prawda?
Dlatego ponownie mówię TAK na nowości w moim życiu. Moje po prostu składa się z ludzi, których poznaję. Czasem zostają oni na stałe, czasem idą dalej. Dziś opowiem o tym jak przyjęłam z pozoru zwykłe zaproszenia i przeżyłam trzy piękne przygody. Jesteście gotowi? A więc zaczynamy!
Artykuł z cyklu “Przerwa w podróży”
Daj sobie zorganizować wycieczkę!
Kiedy tylko obroniłam licencjat, pojechałam do Włoch odwiedzić koleżankę, którą poznałam na Erasmusie. Myślałam, że po prostu będziemy spacerować po Pizie, ale Simona miała nieco inne plany. Poza Krzywą Wieżą zwiedzałyśmy mniej lub bardziej turystyczne miejsca jak np. Florencja, a dwa dni później wybrałyśmy się nad jezioro Bolseńskie do zaprzyjaźnionej rodziny. Tam tylko popijałyśmy domowe, stuletnie(!) wino, opalałyśmy się na łódce i nie martwiłyśmy się zupełnie o nic.
Ostatnio równie dobrze bawiliśmy się na Słowacji, gdzie odwiedziliśmy Nikolę. Tak więc pamiętajcie, jeśli ktoś Was zaprasza: jedźcie, choćby nie wiem co!
Namolny adorator nie musi być nudny!
Ta historia zaskoczyła mnie najbardziej. Kiedy studiowałam w Turcji, jak jakiś nieznajomy z uczelni pisał do mnie na facebook-u ignorowałam go skutecznie aż przestał. Jednak z jednym z nich zgodziłam się tak po prostu spotkać.
Nie dlatego, że był interesujący, bogaty czy przystojny, bo nie wiedziałam o nim nic. Po prostu… nie miałam planów na sobotę, a on zaproponował spotkanie i plażowanie za miastem. Na miejscu okazało się, że nie tylko jest sympatycznie, ale do tego rozmawia nam się świetnie (nie kaleczył angielskiego, jak większość obywateli tamtego kraju). Od tamtej pory przez parę miesięcy spotykaliśmy się a to na kolację, a to na wycieczkę, do opery czy po prostu pogadać. Nie robiąc nic szczególnego, mogłam poczuć się jak księżniczka, bo w tamtym rejonie niebieskooka blondynka to przecież rzadkość. ?
Przyjaźń, która rozpoczęła się od telefonu
Nie pamiętam dobrze naszej pierwszej rozmowy, ale jak tylko wyjechałam na wymianę i dostałam numer od dziewczyny, która wcześniej mieszkała w Mersin nie wahałam się ani chwili. Zadzwoniłam i spytałam o wszystko co mnie interesowało. Parę miesięcy później wróciłam do Polski i Klaudia spytała: to może się spotkamy? Wsiadłam w pociąg i po kilku przesiadkach pojawiłam się w miejscowości o wymownej nazwie Krzyż.
Przez całą noc opowiadałyśmy sobie nasze tureckie historie, piłyśmy i wino i kawę (oczywiście tą po turecku!), a rano powierzyłam jej swoje włosy, mimo tego, że nie była (i nie jest!) fryzjerką. Od tego spotkania minęły już jakieś cztery lata, a my co jakiś czas spotykamy się w różnych miejscach, wysyłamy sobie kartki i zdjęcia.
Kochani, czekam na Wasze historie, w których daliście się zaskoczyć życiu. Tak po prostu.
Buziaki,
Cześć! Mam nadzieję, że podążycie moim szlakiem w podróży. Chętnie oglądam zdjęcia i filmy moich czytelników, dlatego oznaczajcie mnie w mediach społecznościowych:
Instagram: @ewelina.gac
Facebook: @wposzukiwaniukoncaswiata
Noclegi znajdziesz na booking.com
Spojrzałam na tytuł i od razu pomyślałam o filmie „Jestem na tak”:) To prawda, nie warto zamykać się na nowych ludzi i nowe doświadczenia, bo nigdy nie wiemy, co z tego wyniknie.
Dokładnie! Ten film trochę zmienia myślenie. 🙂 Pozdrawiam serdecznie Monia!
Kiedyś nawet był taki film „Jestem na tak!” ?
Tak i w sumie wiele było w nim racji. Mimo, że to tylko film.
Pięknie napisane – jednak trzeba mieć w sobie odwagę by wyjść do ludzi. Niestety ostatnimi czasy należę do tego grona, co ma trudność zawierać nowe znajomości..
Helenko, mam nadzieję, że uda się to zmienić. Czasem jest trudniej, ale nigdy nie na stałe, prawda?
18 lat temu, jak byłam z rodzicami na wakacjach nad Bałtykiem, poznałam koleżankę. Polubiłyśmy się i spędzałyśmy razem wakacyjne chwile. Ale niestety, nasze turnusy się nie pokrywały i już po kilku dniach Ania wracała do domu. Ale z racji, że 18 lat temu po ziemi biegały jeszcze dinozaury ? to wymieniłyśmy się swoimi adresami i nr telefonów stacjonarnych. Pisałyśmy do siebie listy i byłyśmy na bieżąco z tym co u nas słychać. Chociaż mieszkamy w różnych miastach, każda z nas ma swoją rodzinę, to nadal utrzymujemy ze sobą kontakt. Spotykamy się bardzo rzadko, ale nadal piszemy do siebie listy. Tak, takie papierowe, tradycyjne. Oczywiście jesteśmy ze sobą także w kontakcie telefonicznym i mailowym, ale obie uważamy, że takie „przedpotopowe” listy są fantastyczne! I jak już siądziemy i taki list napiszemy, to często wychodzi z tego niezła opowieść, bo ma np. 8 stron A4 ?
Wydawałoby się, że taka znajomość nie przetrwa. Przecież były kolejne wakacje nowe znajomości. A jednak, w tak krótkim czasie, poznałam przyjaciółkę na całe życie! Więc dokładnie tak – trzeba dawać każdej znajomości szansę i być otwartym na ludzi!
Ale cudowna historia! Wiesz, że ja na swojej jedynej kolonii poznałam Jolę z Wrocławia, z którą przez wiele lat utrzymywałam kontakt. Wiele rzeczy nas łączyło w tamtym czasie i też pisaliśmy sobie listy o wszystkim. Teraz mamy się na Facebooku i nie utrzymujemy bliskich kontaktów, ale tamta znajomość była niesamowita. Pozdrawiam serdecznie i Anię i Ciebie ❤️
Dziękujemy! Swoją drogą, mieszkam od kilkunastu lat we Wrocławiu i raczej zostanę tutaj na zawsze ?
Moje (nowe) znajomości kolonijne też nie przetrwały próby czasu. Ale za to ekipa z którą często wyruszałam na kolonie trzyma się razem – kolega, z którym rodzice wysyłali mnie na wakacje, jest moim mężem ?
I chciałam się pochwalić, że w sobotę Łobuz był z nami na Śnieżce ?
To kiedy Perełka i Łobuz idą razem na szlak? Pozdrowienia dla Was :*
Znów przeszły mnie ciarki z tego przeznaczenia na Twojej drodze! Przecudownie. Takiej historii jeszcze nie słyszałam, jest naprawdę niepowtarzalna. Co do wyprawy na Śnieżkę- jestem pod wielkim wrażeniem 😀 w weekend musimy też zrobić jakąś długą trasę, żeby- jak już w końcu się spotkamy- nie było wstydu, że kondycja nie ta 😀 buziaki i pozdrowienia dla Was :*
Po prostu u mnie się świetnie sprawdza stwierdzenie, że trzeba być otwartym na otaczający nas świat! 🙂
A z ta kondycją to się nie stresuj, bo u nas tez szału nie ma :p jak Łobuz zapakował się do swej kociej torby, żeby go nieść, to już później nawet na przystankach jej nie opuszczał (chyba się bał, ze znów będzie musiał maszerować ;P), a ja się chyba nabawiłam jakiejś kontuzji kostki po tej wyprawie, więc spokojnie. Możemy się wybrać na emerycki spacerek :D:D:D Pozdrowienia dla Was Ewelinka! :*
Cześć Kasiu, dziękuję za wiadomość. Świetny opis spaceru w torbie! Łobuz to mądry kociak- nie lubi się przemęczać 😀 My mamy póki co tylko koszyk, ale rozglądam się za czymś bardziej podręcznym. Na razie sama smycz wystarczyła, ale marzą mi się właśnie takie dłuższe eskapady np. na szczyt. Buziaczki Kasiu i do usłyszenia :*
Lubię nowych ludzi, to zawsze nowe historie, ciekawe doświadczenia. Piękna sprawa, tekst jednak trochę krótki, czuję niedosyt.
Cześć! A wiesz, że miło mi to słyszeć? “Czuję niedosyt” to chyba największy komplement!
A to smutno.