
Jesień z natury obfituje w przemyślenia. U Mnie w tym roku o codzienności, tej doczesnej i tak bardzo… wymiernej. Nie wiem skąd się to u mnie wzięło, ale nie jestem jedyna. O wszechobecnym kulcie sukcesu pisała ostatnio Sabina z Ratunku, Italia! I ja dołożę swoją cegiełkę w tym temacie.
Artykuł z cyklu “Przerwa w podróży”
SUKCES. Powtarzany niczym mantra, najczęściej nieosiągany cel w dziejach ludzkości. Co to w ogóle jest? Jak się go mierzy? I czy dotarcie „na metę” coś w życiu zmienia?
Czym jest sukces?
Jeden z cytatów mówi, że „Sukces nie wybucha od przypadkowej iskry. Musisz się sam zapalić”. (Reggie Leach)
Według Wikipedii to działanie na najwyższym poziomie możliwości jednostki, w kierunku spełnienia jej marzeń i pragnień przy jednoczesnym zachowaniu równowagi pomiędzy wszystkimi płaszczyznami życia. – dla mnie brzmi to trochę jak work-life balance na każdej płaszczyźnie.
Mogłabym wymieniać dalej różnorodne definicje, ale przecież każdy wie, że teorie sukcesu są sprzedawane w taki sposób, że czujemy się, jakbyśmy byli od niego o… krok. Bo przecież możemy być lepsi każdego, kolejnego dnia, a do tego zawsze znajdzie się ktoś, kto depcze nam po piętach albo „będzie od nas krok do przodu”. Tak wiem, że w tej teorii może i nie mówi się o innych, ale kiedy mocno skupiamy się na sobie to… mimowolnie to robimy.
Myśląc o sukcesie zapomina się o problemach, które spotkają nas po drodze do celu. Zostają zminimalizowane, a przecież wiadomo, że bez nich nie ma życia. Na potrzeby artykułu możemy nazwać „problemy” „wyzwaniami”.
Sukces to…
Najczęściej rozpatrując „czy udało się osiągnąć sukces” widzimy liczby. Nie pamiętam, kiedy ostatnio słyszałam o sukcesie, który został osiągnięty bez pieniędzy. Widzimy wysoką pensję, świetne oceny dzieci, egzotyczne i drogie wakacje. Tylko czy w takim schemacie da się dotrzeć na metę? Nawet będąc „na szczycie” możemy wejść wyżej.
Sukces= cel
Leżę na kanapie i wertuję strony i książki o sukcesie. Jedno równanie dość mocno przykuło moją uwagę:
Sukces= cel
A więc bez celu nie ma sukcesu. Proste. Tyle, że ilość marzeń tudzież celów, które spełniłam nie czynią mnie, człowiekiem sukcesu. Jakoś to słowo, z nieznanej mi przyczyny nie potrafi przejść mi przez gardło. Nie potrafię oceniać nikogo, w tym siebie poprzez perspektywę osiągniętych celów. Raczej podchodzę do nich jako do „odhaczonych pozycji” w swoim małym kajeciku.
Sukces zawodowy i… blogowy
Awans bez znaczącej podwyżki to żaden sukces. Praca powinna być prestiżowa, najlepiej dla znanej firmy. Znanej, choćby lokalnie. Tak, niektórzy mogliby powiedzieć, że praca w biurze to szczyt ich marzeń, a inni poczuliby to dopiero na stanowisku dyrektora fabryki. Jednak najczęściej im niżej mierzymy, tym nasza satysfakcja jest… wyższa. Kiedy pożegnałam się ze swoją ostatnią firmą, wbrew temu co mówią, nie poczułam się gorsza, mniej interesująca, choć faktycznie ilość tematów, o których mogłam rozmawiać automatycznie się zmniejszyła. Z pewnością, gdybym postrzegała pracę jako swój wielki sukces, mogłabym poczuć jakbym coś (poza stałym dochodem) straciła.
Inaczej ma się sprawa, jeśli np. prowadzimy bloga. Tu nie do końca da się wymierzyć sukces i płynącą z tego satysfakcję. Zarobki, ilość czytelników czy rankingi dają swoiste odbicie „jak daleko udało nam się zajść”, ale podobnie jak pensja czy podwyżka w pracy, stanowią jedynie krótkotrwały bodziec. Bo (przynajmniej dla mnie) liczy się to co lubię robić, dlatego rzuciłam stosunkowo wygodną i dobrze płatną pracę, zmieniam profesję czy wyruszam hen daleko, żeby odpocząć czy znaleźć swój kolejny życiowy cel.
Kochani, ostatnio wiele mówi się o pracy u naszych południowych sasiadow . Nieznajomość prawa szkodzi nie tylko szokiem kulturowym, dlatego też zapraszam do artykułu 🙂
Opublikowany przez W poszukiwaniu końca świata Niedziela, 22 stycznia 2017
Czy warto „walczyć” o… sukces?
Pamiętam jak na studiach sukcesem było uzyskanie stypendium naukowego. Jednak, żeby nie było tak łatwo, przed ogłoszeniem wyników nie wiedzieliśmy jaki będzie próg. Dlatego niektórzy „walczyli” o stypendium ukrywając swoje genialne notatki, a niektórzy mieli wylane i liczyli, że się uda. Taka rywalizacja na poziomie kolegów i koleżanek nie była dla mnie. Sukcesem było odseparowanie się od tej atmosfery, biorąc jednocześnie udział w gonitwie.
„Nie celuj w sukces”
Lubimy czuć się docenieni, dlatego teorie o sukcesie cieszą się taką popularnością. Sama trochę o tym czytam, choć wolę autentyczne biografie i przemyślenia od tzw. mitów sukcesu. Jeden z moich ulubionych cytatów mówi o tym, że:
„nie celuj w sukces- im bardziej się na niego nastawiasz, tym mniejsza jest szansa, że go osiągniesz. Sukcesu, tak jak i szczęścia nie da się osiągnąć uganiając się za nim, jest on zwykle niezamierzonym skutkiem ubocznym naszego osobistego zaangażowania i oddania jakiejś ważnej sprawie.” (V.Frankl)
Coś w tym jest, prawda? Dla mnie w tych czasach największym sukcesem jest to, jeśli potrafimy sobie po prostu odpuścić. Nie biec, nie być wiecznie skupionym i najlepszym. Wtedy mamy najdroższe narzędzie, które da nam to do czego siłą rzeczy zmierzamy. Spokój wewnętrzny.
Na koniec… jestem ciekawa jak to wygląda u Was: czym jest dla Was sukces, czy do niego dążycie czy może da się bez niego obejść w życiu?
Jeśli ten temat jest dla Ciebie interesujący, koniecznie przeczytaj ten wpis: Czy trzeba żyć na 100%? Zasada 2/3
Cześć! Mam nadzieję, że podążycie moim szlakiem w podróży. Chętnie oglądam zdjęcia i filmy moich czytelników, dlatego oznaczajcie mnie w mediach społecznościowych:
Instagram: @ewelina.gac
Facebook: @wposzukiwaniukoncaswiata
Noclegi znajdziesz na booking.com
Zawsze czułam że flow z działania jest większym sukcesem niż sukces ?
coś w tym jest! 🙂 droga jest itstotna, a nie cel sam w sobie!
Dokładnie. Zgadzam się z tezą postawione w artykule- że sukces nie powinien być celem samym w sobie. To jest, umówmy się bez sensu. Nie da się osiągnąć na stałe rzeczy niematerialnych, poza spokojem ducha. Sukces jest niczym latawiec na wietrze, prawda?
Dzięki za poparcie, dziewczyny!
hmm słowo sukces może oznaczać zupełnie coś innego dla każdej osoby. to bardzo indywiduana kwestia. dla mnie, to poczucie spełnienia, że czuję pewnego rodzaju wewnętrzną równowagę życiową i satysfakcję osobistą oraz zawodową. To zdrowie, życie w zgodzie ze swoimi wartościami i sprawianie, że każdy dzień jest wyjątkowy ?
Dziękuję za Twój komentarz- tak, taki sukces to ja też sobie cenię. Buziaki!
no i nie warto mylić sukcesu ze splendorem i sława. przynajmniej ja tego nie łaczę
dokładnie- i ze szczęściem 🙂
Jak ktoś mówi, że odniosłam sukces czuję się dziwnie – ciągle chcę więcej i więcej i jakoś tak ciągle uważam, że to co mam to dużo, ale moglabym więcej ?
Rozumiem. Tak się nam czasem wydaje, a fajnie byłoby czasem docenić… siebie 🙂
Dla każdego sukces znaczy co innego i w sumie dobrze. Przynajmniej świat jest ciekawy ?
To prawda- tak samo jak szczęście- dla jednego ważna jest rodzina, a dla innego kariera. Choć ja to lubię mieć wszystkiego po trochu- taka równowaga to dla mnie przepis na prawdziwe szczęście. Poza słodyczami, je mogę jeść bez ograniczeń… pozdrawiam serdecznie !
Sukces moim zdaniem jest wtedy, gdy to co osiągniemy daje nam faktyczną radość i satysfakcję czyli prowadzić do szczęścia. Sukces dla samych pieniędzy z których nic nie wynika to nie jest SUKCES. Tylko realizacja pustego celu.
Mądrze napisane, Michale- sukcesu nie warto mierzyć samymi pieniędzmi.